reklama

Krotoszynianka na kwarantannie w Hiszpanii. Przestrzega przed koronawirusem

Opublikowano:
Autor:

Krotoszynianka na kwarantannie w Hiszpanii. Przestrzega przed koronawirusem - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościNie wie jak doszło do zakażenia. Straciła węch i smak. Ma kłopoty z oddychaniem. Od kilkunastu dni przebywa na domowej kwarantannie.

Marta ma 32 lata i pochodzi z Krotoszyna. Od 2 lat mieszka w turystycznym raju - hiszpańskiej Palma de Mallorca. Kilkanaście dni temu na własnej skórze odczuła „zderzenie” z koronawirusem. - Z dnia na dzień zaczęłam mieć różne objawy przeziębienia. Straciłam węch i smak. Miałam bóle mięśni w barkach oraz mokry kaszel a na drugi dzień 38-stopniową gorączkę – wspomina Marta, która przebywa aktualnie na domowej kwarantannie, a z którą kilka dni temu rozmawiał dziennikarz "Gazety Krotoszyńskiej", Adrian Femiak.

 

Jak się teraz czujesz?

Bardzo osłabiona. Bez chęci do życia, na chwilę obecną. Nie wiem jak to będzie dalej, może jak wyzdrowieję zacznę się czuć lepiej. Dobija mnie siedzenie w domu. Od 3 tygodni właściwie leżę tylko w łóżku. Brak zajęcia to coś strasznego, można dostać depresji. Jestem jednak dzielna, a co najważniejsze odzyskałam węch i smak. To już coś pięknego. Jedyną przyjemnością teraz jest jedzenie.

Początek objawów koronawirusa

 

Podejrzewasz jak mogłaś się zarazić?

Nie wiem ani jak ani gdzie, bo nie miałam kontaktu z osobą przeziębioną. Myślę, że mogłam się zarazić od osoby, która miała wirusa, ale nie miała objawów zarażenia COVID-19. Z drugiej strony równie dobrze mogłam w sklepie dotknąć produktów, gdzie ktoś wcześniej na nie nakaszlał albo w windzie, poprzez guziki.

Co cię zaniepokoiło?

Było to gdzieś w połowie marca. Zaczęłam mieć różne objawy przeziębienia. Straciłam węchi smak. Miałam bóle mięśni w barkach oraz mokry kaszel. Na drugi dzień miałam 38 stopniową gorączkę.

Przyszło ci wtedy do głowy, że to może być koronawirus?

Wtedy jeszcze nie, bo kiedy poszłam do kliniki do lekarza na kontrolę, to nie miałam już gorączki, ale mnie przyjęli. Nie było temperatury, więc lekarz mnie tylko przebadał, osłuchał płuca, stwierdził że są czyste i dał do zrozumienia, że to zwykłe przeziębienie. Przepisał syrop na kaszel i paracetamol. Natomiast jak wróciłam do domu, to kaszel jak był tak był, a gorączki brak.

Długo taki stan się utrzymywał?

Nie, bo dwa dni później w nocy znowu miałam gorączkę 38 stopni. To był jednak drugi i ostatni dzień, kiedy wystąpiła gorączka. Później zaczęłam odczuwać w klatce piersiowej uczucie ciężkości a przy wzięciu głębszego oddechu, czułam lekki ból, ale nie było żadnych duszności. Te wystąpiły kilkanaście godzin później. Wówczas obudziłam się i bardzo ciężko mi było złapać oddech. Był to płytki oddech z bardzo suchym kaszlem i natychmiast udałam się do szpitala. Od razu skierowano mnie na oddział zakaźny.

Co pokazały wyniki?

Wyszło, że jest wirusowy stan zapalny we krwi, podwyższone CRP. Do tego zdjęcie płuc potwierdziło ich zapalenie. Dopiero po tych badaniach zrobili test na koronawirusa. Pobrali wymaz z gardła i po 8 godzinach był wynik.

Ten niestety okazał się pozytywny.

Dlatego przenieśli mnie na specjalny oddział, gdzie leżeli tylko zakażeni koronawirusem. Leczenie wyglądało tak, że podawali leki przeciwko HIV i malarii, hamujące wirusa. Sprawdzali kilka razy dziennie ciśnienie oraz temperaturę. Codziennie lekarz osłuchiwał płuca. W szpitalu średnio było około 120 pacjentów z wirusem, każdy miał osobny pokój z łóżkiem. Cały czas musiałam leżeć. Nie mogłam nigdzie się poruszać oraz z nikim się widywać. Już na drugi dzień w szpitalu duszności minęły, a po tygodniu wypis ze szpitala do domu, gdzie musiałam przejść kwarantannę.

 

Życie z koronawirusem na kwarantannie

 

W domu zalecenia pewnie te same co w szpitalu?

Przede wszystkim leżenie w łóżku. Nadal jednak jestem słaba. Wyprawa choćby do łazienki, kosztuje mnie mnóstwo siły. Ciężko mi się oddycha. Męczy mnie kaszel. Płuca cały czas są bardzo słabe. Co dzień dzwonią ze szpitala na kontrolę, jak się czuję. Za kilka dni kończę leczenie i będę miała ponowny test na obecność wirusa. Do tego czeka mnie parę tygodni regeneracji, zanim dojdę do siebie. A to wszystko trwa już trzeci tydzień od wystąpienia objawów. Dodam, że jestem osobą w pełni zdrową, nie choruję na nic innego. Regularnie wykonuję badania krwi i są dobre. Jest to dowód na to, że koronawirus może dopaść każdego zdrowego. Do tego wirus bardzo szybko atakuje. 14 marca miałam przecież płuca czyste, a 18 już były zainfekowane. Natomiast wszędzie jest taka durna procedura, że każą się ludziom zgłaszać, jak są duszności i suchy kaszel, a te objawy pojawiają się, jak już wirus się dobrze rozwinie i jest zapalenie płuc.

Jak ci teraz mija czas w domu na kwarantannie?

Leżę w łóżku i oglądam filmy. Nic innego nie mogę robić. Muszę dużo odpoczywać, by nie doszło do powikłań. Cały czas czuję się bardzo słabo. Nawet nie mogę wstrzymać powietrza na 5 sekund, bo zaraz zaczynam się dusić i mam zawroty głowy. Powiem parę zdań i od razu zadyszkę. Myślę, że wirus już minął i muszę poczekać tylko na oczyszczenie się płuc. One potrzebują czasu na regenerację.

Czy to mało przyjemnie doświadczenie, wywołało u ciebie jakąś refleksję?

Teraz myślę zdecydowanie dojrzalej. Doceniłam jak ważne dla mnie jest zdrowie, bo bez niego nie ma żadnych przyjemności, o których wcześniej tylko myślałam, więc mam nauczkę.

Co w takim razie poradziłabyś rodakom, którzy podobnie jak Hiszpanie, mierzą się z epidemią koronawirusa?

Zostać w domu. Zakupy niech robi tylko 1 osoba z rodziny i tylko w rękawiczkach, maseczce, bo wirus jest wszędzie. Nawet w sklepie na produktach, dotykając ich rękoma, można go przenieść na twarz, dlatego tak ważne jest posiadanie rękawiczek jednorazowych a po zakupach zaraz je wyrzucać. Zakupy dezynfekować. Myć ręce i klamki zaraz po przyjściu do domu. Choroba każdego atakuje, więc nie ma znaczenia czy ktoś jest młody i zdrowy. Zostańcie w domu i nie lekceważcie kwarantanny. Ja lekceważyłam i teraz leżę 24h w łóżku.

Hiszpania kontra koronawirus

 

Z przekazów medialnych wynika, że Hiszpanie do zagrożenia ze strony koronowirusa podeszli dość „lajtowo”, za co teraz płacą surową cenę - tak twierdzi wielu specjalistów. A smutnym efektem pełnych wówczas barów, knajp czy restauracji, są teraz tysiące ofiar śmiertelnych.

Fakt, nie podeszli zbyt poważnie do sprawy i zdecydowanie za późno, bo dopiero około 10 marca, wprowadzono nakaz pozostania w domu. Od tamtego momentu nie można było nawet wyjść na spacer. Tylko do sklepu spożywczego można pójść. Policja jeździła z megafonem. Musieli ludzi z plaży wywalać. Jak kogoś spotkano poza godzinami otwartych sklepów, wlepiano mandaty, nawet po 600 euro.

Jak teraz wygląda miasto, które normalnie w sezonie przecież tętni życiem?

Mieszkam na wyspie, więc odizolowali ją. Zamknęli lotniska. Wszystkie loty odwołane. Porty zamknięte. Hotele pozamykane. Wszystkich turystów deportowali. Miasto wygląda jak opuszczone. Nic tu nie funkcjonuje. Wszystko zamknięte. Nawet na plażę, na spacer nie można wyjść. Żywej duszy nie ma. Nawet widziałam wojsko na ulicach.

W twojej okolicy sporo jest osób zarażonych?

Na Majorce 900 osób, więc nie jest tak źle. Wyspy mają to do siebie, że łatwo je „zamknąć” i można epidemię kontrolować.

Te tysiące zarażonych koronawirusem w Hiszpanii przemawiają do mieszkańców? Mają żal do rządu, że tak późno zareagował?

Oczywiście, że mają. Do tego żądają, by rząd dał więcej kasy. Ten z kolei stara się coś tam robić, a efekt jest różny. Za to piękne jest to, jak Hiszpanie dziękują służbom medycznym za ich pracę. Co dzień ich oklaskują. Grają na balkonach na trąbkach. W tym szpitalu, w którym leżałam była polska pielęgniarka, która też się zaraziła i teraz leży jako pacjentka.

Mamy okres świąteczny, to ze swej strony życzymy Pani szybkiego powrotu do zdrowia i mimo wszystko wesołego Alleluja.

Dziękuję.

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo