reklama

Jestem szczęśliwa, gdy piszę - mówi Jolanta Bartoś, autorka książki "Krzyk ciszy" [ZDJĘCIA]

Opublikowano:
Autor:

Jestem szczęśliwa, gdy piszę - mówi Jolanta Bartoś, autorka książki "Krzyk ciszy" [ZDJĘCIA] - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
18
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
KulturaKilka dni temu swoją premierę miała najnowsza książka Jolanty Bartoś - "Krzyk ciszy". Jest to okazja do rozmowy z autorką, która urodziła się w Jarocinie, ale większą część życia spędziła w Krotoszynie.
reklama

Pani pisanie zaczęło się podobno od bajek tworzonych dla młodszego brata? Potem pisała pani do przysłowiowej szuflady. Co panią skłoniło do tego, żeby wyjść ze swoją prozą do czytelników?
Pisanie było od zawsze moim marzeniem, choć droga do jego spełnienia była długa. Musiało wiele czasu minąć nim nabrałam odwagi i uwierzyłam w siebie. A i tak wielu moich znajomych nie wierzyło, że potrafię pisać. Wiedzieli, że studiuję dziennikarstwo, pukali się w głowę, bo po co mi na „stare lata” studia? A ja dążyłam do spełnienia tego wielkiego marzenia, które było mi pisane odkąd pamiętam. 

Urodziła się pani w Jarocinie, ale znaczną część życia spędziła w pobliskim Krotoszynie. Jakie są pani najlepsze wspomnienia związane z tymi miastami? 
W Jarocinie mieszkałam 3 lata, nie bardzo więc pamiętam ten okres życia. Tylko wakacje spędzałam u babci, która mieszkała przy parku na ulicy Kasprzaka. Niestety zmarła, gdy miałam 10 lat. Później wakacje spędzałam u cioci w Ciświcy. Więc Jarocin pamiętam z tamtych czasów, gdy były pierwsze koncerty rockowe - ulice pełne kolorowych ludzi, często w prowokujących strojach, głośną muzykę i taką radość, która wtedy im towarzyszyła. Wciąż w Jarocinie mam rodzinę, choć rzadko tu bywam, a jeśli już to tylko przejazdem.

reklama

Krotoszyn to moje miasto. Spędziłam w nim większość mojego życia. Tam chodziłam do przedszkola, do szkoły, znam to miasto od podszewki, choć też bardzo się zmienia. W Krotoszynie wciąż mieszkają moi rodzice, rodzeństwo, dzieci i wnuki. Mam wiele wspomnień z tym miastem, bo spędziłam w nim ponad trzydzieści pięć lat. I zawsze wracam z ogromnym sentymentem. 

Kim pani chciała być jako dziecko? 
Na początku - jako smarkate dziecko - miałam myśl, żeby zostać przedszkolanką. Na szczęście, gdy nauczyłam się czytać i pisać i opowiadałam te bajki bratu, zrozumiałam, że mam ten dar wymyślania niestworzonych historii. Czasami wręcz szalonych, które nie trzymają się rzeczywistości. Z okresu końca szkoły podstawowej i średniej mam kilka zeszytów z moimi dziecinnymi opowiadaniami. Oczywiście nie nadają się do publikacji, ale to taki sentymentalny element, który przechowuję przez wszystkie lata. Moje marzenie, by pisać, pojawiło się właśnie wtedy - w siódmej lub ósmej klasie szkoły podstawowej.

reklama

Zajmuje się pani również tworzeniem rękodzieła. Zamawiając książkę można otrzymać oryginalną, własnoręcznie wykonaną przez panią zakładkę. Gdzie szuka pani inspiracji, pomysłów?
Moja dusza jest pęknięta na dwie części. W jednej panuje mrok, który zmusza mnie do pisania, w drugiej jest światło, które ogrzewa duszę tym, co piękne. Kocham rękodzieło miłością niezmienną, odkąd babcia dała mi do ręki szydełko, gdy miałam trzy lub cztery lata. Potem pojawiły się robótki na drutach, haft, taki zwykły, Toledo, haft krzyżykowy, który zawładnął moim życiem na kilka lat. Był również haft wstążeczkowy, kanzashi, karczoch… aż w końcu odkryłam Beading, czyli sztukę tworzenia z koralików. 

Co skłoniło panią do zajęcia się robieniem biżuterii, którą można podziwiać na fanpage'u ArabeskaArt?
Spodobała mi się bransoletka, ale była droga i nie stać mnie było na nią. Wiadomo - rękodzieło ma swoją cenę. Ale wtedy postanowiłam ją sama zrobić. To był rok 2011. Przeprowadziłam się do Leszna i właśnie wtedy zaczęłam robić biżuterię. Początkowo - oczywiście szukałam wzorów w internecie, teraz tworzę wszystko sama. Wystarczy wymyślić, jaki pani chce komplet biżuterii, a ja go zaprojektuję i zrobię. Ta miłość do koralików jest niezmienna. W międzyczasie nauczyłam się frywolitek. Ponieważ jestem babcią, robię zabawki Amigurumi (również na życzenie wymyślam jak zrobić). A ostatnio zaczarował mnie decupage… Ech… życia mi nie starczy, żeby wszystkiego się nauczyć.

reklama

Pani życie to już w gruncie rzeczy temat na książkę. Musiała pani stawić czoło stalkerowi. Przeprowadzała się pani z Oleśnicy do Leszna. Jako ofiara sama pani musiała zbierać dowody przeciwko niemu… Stalker poniósł niewielką karę w porównaniu z tym, że rujnował pani życie. Jak z perspektywy czasu patrzy pani na to doświadczenie? 
Na podstawie moich wspomnień i dokumentów zgromadzonych w czasie śledztwa powstała książka pt. „Stalker”. To opowieść o mojej walce o godność, którą prześladowca mi odebrał, zamieniając życie w ruinę. Właśnie dlatego przeprowadziłam się z Oleśnicy do Leszna. Chciałam uwolnić się od prześladowcy, choć nie wiedziałam, że on wciąż był blisko. 

Stalking to niszcząca historia. Teraz często jeżdżę na spotkania z młodzieżą, gdzie opowiadam im o tym, co mnie spotkało. O bólu, strachu, alienacji, ciągłej traumie, o braku pomocy, i o tym jak łatwo zniszczyć czyjeś życie, a nawet doprowadzić ofiarę do samobójstwa.

Niestety wciąż mam wrażenie, że ten problem narasta, ale nie przestanę o nim mówić. Bo tylko głośne sprzeciwienie się takiej przemocy może przynieść efekt.

Specjalizuje się pani w pisaniu kryminałów z elementami horrorów i thrillerów psychologicznych. Czy pisanie jest dla pani metodą na odreagowywanie trudnych doświadczeń?
O tak! W książce mogę zamordować każdego, kto wejdzie mi w drogę, a nawet wrzucić go do wanny wypełnionej robactwem. Oczywiście żartuję, choć muszę przyznać, że po tym, jak złapano stalkera byłam w takim stanie psychicznym, że musiałam się pozbyć wszystkich demonów z mojego życia. Tak powstała powieść „Uwięzieni w Galerii Lochy”. 

Wierzę w duchy, jakieś wyjątkowe przeczucia, siódmy zmysł, kobiecą intuicję (jakkolwiek to nazwać), więc w moich powieściach często pojawiają się elementy nadprzyrodzone. Chyba ciężko moje powieści zakwalifikować do jakiegoś jednego gatunku. Myślę, że gdyby nie cała ta trudna historia, która mnie bardzo doświadczyła, teraz pisałabym tkliwe romansidła, które odbijają się cukierkową tęczą.

Akcja ostatniej książki „Krzyk ciszy” toczy się w dworku w Jaraczewie. Skąd taki wybór? Zna pani to miejsce? Ma pani jakiś szczególny sentyment do Jaraczewa? 
Sentyment może nie, ale mam tam rodzinę. Gdy wpadłam na pomysł fabuły „Krzyku ciszy”, natychmiast wiedziałam, że Jaraczewo będzie idealnym miejscem na tę historię. 
Lubię znać miejsce, o którym piszę. Niby nie ma to znaczenia dla czytelnika, ale jeśli ktoś mieszka w tej miejscowości, o której piszę, natychmiast znajdzie potknięcia. Więc tu nie ma zmiłuj. Trzeba pisać dokładnie. Pojechać, sprawdzić, porobić zdjęcia. 

Kilka lat temu wydałam „80 gramów”. Historia dzieje się w Karpicku koło Wolsztyna. Gdy byłam tam na spotkaniu, czytelnicy zaznaczali, że tak dokładnie opisałam to miejsce, że nie znaleźli żadnej różnicy, tylko teraz strach iść w „to miejsce”. Myślę, że właśnie o to chodzi. Historia powinna wydawać się prawdziwa, a więc umieszczona w realiach życia.

Akcja pani książek rozgrywała się również w Krotoszynie. Czy jest szansa, że Jarocin też znajdzie się na kartach pani powieści? 
Tego nie wiem. Ale częściowo „Krzyk ciszy” jest również w Jarocinie. Chociażby komenda, czy też szpital. Część bohaterów - po prostu - tam mieszka, więc „biegam” pomiędzy komisariatem a szpitalem. 

Skąd czerpie pani pomysły na książki? W jakim stopniu bohaterowie to postacie z pani życia, otoczenia? 
Niektóre powieści były inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Słucham ogromnie dużo podkastów kryminalnych i historycznych, więc czasami trafiam na coś, co we mnie zostaje i muszę opisać tę historię na swój sposób. Tak było, gdy wysłuchałam opowiadań na temat fabrykantek aniołków w dwudziestoleciu międzywojennym na terenach ówczesnej Polski. Czułam, że to jest to, ale powieść historyczna, to już zbyt duże schody. Pomysł na „Śpij, dziecinko, śpij…” pojawił się sam. To było jak przebłysk. Po prostu, zobaczyłam bohaterkę i wiedziałam, w jaki sposób połączyć ją z mroczną historią sprzed lat.

W jaki sposób pracuje pani nad nową książką? 
Zazwyczaj tak jest, że muszę mieć konkretny pomysł, szczegóły wychodzą w trakcie pisania. Nie robię planu, to nie zdaje egzaminu. Fakt, że czasami tworząc bohatera korzystam z tego, jakie zachowania zdołam zaobserwować wśród ludzi. Ale to, co jest najważniejsze, to fakt, że w każdej książce pojawiają się bohaterowie, którzy noszą imiona i nazwiska moich czytelników - oczywiście za ich zgodą. Potem sami mówią, że to olbrzymia frajda, poznać swoje alter ego, które dla nich wymyśliłam.

Kto jest pierwszy recenzentem pani książek? 
Nie ma takiej osoby. Próbowałam z jedną książką, licząc, że dostanę konstruktywną opinię na temat błędów, niedociągnięć, czy zwyczajnie - podpowiedzi, że w tym miejscu jest coś niezrozumiałego. Ale niestety nie wyszło. Tak więc pierwszą osobą, która czyta, jest wydawca. 

Co sprawia, że czuje się pani szczęśliwa?
To chwile, gdy piszę jak opętana, goniąc wenę z każdym słowem. Uwielbiam takie chwile, gdy mogę pisać niemal bez przerwy. Ale też kocham tworzyć rękodzieło. A tak szczególnie cenię sobie chwile z najbliższymi. Gdy nie muszę martwić się o nic, bo wystarczy nam, że jesteśmy razem. 

Czy żałuje pani czegoś w swoim życiu? 
Może kilka rzeczy bym zmieniła, ale wiadomo - człowiek jest mądry po szkodzie, więc staram się nie rozpamiętywać tego, czego nie da się zmienić i iść do przodu.

Co daje pani siłę do życia? 
Czasami, jak każdy, nie mam siły wstać z łóżka, ale wtedy szybko przywołuję się do porządku. Jestem zdrowa, mam jeszcze wiele planów na życie. Mam obok siebie osoby, którym na mnie zależy - z wzajemnością. Myślę, że można to uogólnić i nazwać miłością - taką szczerą, prawdziwą. Gdy człowiek jest sam, odczuwa jakąś pustkę, która potrafi wypełnić każdą chwilę. Myślę, że najważniejsze, to czuć się potrzebnym.

Gdzie najchętniej spędza pani wakacje? Jak rodzaj wypoczynku pani preferuje? 
Ponad wszystko uwielbiam góry, choć na wakacjach byłam kilka lat temu. Nie wyobrażam sobie wakacji nad morzem, całodniowego wylegiwania się na piasku i smażenia w słońcu. Oj nie! Po godzinie zamieniłabym się w czerwonego raczka z udarem słonecznym. Lubię się włóczyć, poznawać nowe miejsca, pstrykać zdjęcia, zgłębiać ich historię. A nóż będzie tam coś, co zainspiruje mnie swoją legendą… 

Jakie ma pani plany na przyszłość? O czym pani marzy? 
Plany - marzenia… wyjazd kamperem dookoło świata. 

Kto jest pani ulubionym pisarzem? Ma pani ulubiony gatunek literacki?
Oczywiście legendarny Stephen King - król powieści grozy. Ale też bardzo chętnie czytam Deana Koontza (może czasami chętniej niż Kinga). Mam też kilku polskich ulubionych pisarzy i to wcale nie z literatury kryminału, czy horroru. Cenię sobie dobrze napisaną powieść obyczajową, ale nie romansidło. Natomiast nie odnajduję się w komediach, więc takich książek unikam.

Czy jest szansa na spotkanie autorskie w Jaraczewie lub Jarocinie?
Owszem, będę na spotkaniu autorskim w Jaraczewie. Jeśli nic się nie zmieni, to 7 listopada. Będę oczywiście w Krotoszynie na spotkaniu z dzieciakami z mojej dawnej szkoły oraz z czytelnikami w bibliotece. Natomiast chętnie też skorzystam z zaproszenia do Jarocina, jeśli takie oczywiście będzie. 

 

Jolanta Bartoś urodziła się 29 sierpnia 1969 r. w Jarocinie, jednak przez ponad 30 lat mieszkała w Krotoszynie, gdzie często gości, również na spotkaniach autorskich. Jest absolwentką Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Jako pisarka jest bardzo aktywna. Do tej pory ukazało się kilka jej książek:  „Niepokorna” (2016), „Jad” (2017), „Uwięzieni w galerii Lochy” (2018), „Obłęd” (2018) , „Fatum” (2018), „80 gramów” (2019). „Furia” (2019), „Stalker" (2020) oraz „Tenebris" (2020),  „Śpij dziecinko, śpij" (2022) oraz "Krzyk ciszy" (2023)  a także krótkie opowiadanie „Hipnoza" (2019). 

 

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.  

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Artykuł pochodzi z portalu jarocinska.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama