Prawo łowieckie – znowelizowane przez PiS - wywołuje sporo kontrowersji. Mowa szczególnie o zapisach związanych z szacowaniem szkód spowodowanych przez zwierzynę leśną. Zaangażowani do tego zostali sołtysi.
„Do kogo jest ten prikaz”
Dziś już wszyscy pytają - na jakiej podstawie państwo może przymusić sołtysa do szacowania szkód łowieckich? - Przecież sołtys nie ma osobowości prawnej, więc do kogo jest kierowany taki prikaz? – zastanawiał się ostatnio Tomasz Chudy, burmistrz Zdun. Zdziwienia nie kryła także sołtys Konarzewa. - Chyba oczyma będziemy mierzyć teren, gdzie ta szkoda miała miejsce – irytowała się Mirosława Sajur. Wtórował jej burmistrz. - Teren to raz, a dwa oszacowanie szkody. Musiałaby pani być co najmniej rolnikiem, a w sumie to rzeczoznawcą z certyfikatem. Bo wszystko jest dobrze póki rolnik dogaduje się z kołem łowieckim i te szkody są wypłacane. A jak sprawa pójdzie do sądu, to który sąd uwierzy, że sołtys zna się na szacowaniu szkód łowieckich – zwracał uwagę Chudy.
Ci co pisali, nie szacowali
Niestety, gospodyni Konarzewa przekonała się, że kłopoty z szacowaniem szkód to właściwie dopiero się zaczną. - Na razie szacowane szkody były na łąkach. Ale nadleśniczy już mnie straszył, że jak przyjdzie czas na kukurydzę, to mam sobie kupić śniegowce i dobry rower – mówiła pół żartem - Mirosława Sajur. Co nie pozostało bez komentarza. - To pokazuje tylko to, że ci co w Warszawie pisali przepisy, nigdy nie byli na szacowaniu szkód – stwierdził Tomasz Chudy. I oceniał, że do tej pory funkcjonowało to dobrze. - Jechał przedstawiciel koła łowieckiego z rolnikiem i albo się dogadywali co do odszkodowania na miejscu, albo szli do sądu. Natomiast teraz musi to prowadzić gmina, która deleguje do tego urzędnika, jakby nie miał innej pracy. A do tego Zduny to właściwie polana, gdzie w około są lasy, więc tych szkód będzie dużo – uprzedzał burmistrz.