reklama

Przemysław Sadowski: Małe miejscowości mnie zawsze zadziwiają

Opublikowano:
Autor:

Przemysław Sadowski: Małe miejscowości mnie zawsze zadziwiają - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Z Przemysławem Sadowskim, aktorem telewizyjnym i teatralnym rozmawia Tomasz SłaboszewskiDużo autografów rozdał pan w Krotoszynie?Podczas spaceru po rynku trochę już podpisałem. Od lat występuję w serialach i telewizji, więc jestem poznawany na ulicy.

Z Przemysławem Sadowskim, aktorem telewizyjnym i teatralnym rozmawia Tomasz SłaboszewskiDużo autografów rozdał pan w Krotoszynie?Podczas spaceru po rynku trochę już podpisałem. Od lat występuję w serialach i telewizji, więc jestem poznawany na ulicy.

A jak jest w rodzinnej Chajnówce?Chajnówki praktycznie nie pamiętam z dzieciństwa, bo jak miałem cztery lata, to zamieszkaliśmy w stolicy regionu – Białymstoku. Dawno tam nie byłem. Warszawę traktuję jako miejsce pracy. Podziwiam jednak te niewielkie miasteczka, gdzie ludzie muszą żyć i się utrzymać, a nie jest to wcale takie łatwe wbrew pozorom. Małe miejscowości mnie od zawsze zadziwiają.Czym pana zadziwił Krotoszyn?Rynek macie naprawdę imponujący. I podobnie jak w innych miastach, także w Krotoszynie zaskakują mnie mieszkańcy. Prowadzić firmę, sklep, czy „Gazetę” w małym miasteczku jest nieporównywalnie trudniej niż w stolicy. Dlatego te małe miasta mają swój urok. Ludzie z tych niewielkich środowisk i ich kreatywność jest czymś niezwykłym.Cos kreatywnego pan u nas dostrzegł?Zaskoczył mnie szyld nad jednym ze sklepów – „Bank Piwny”. Piękna nazwa dla monopolowego. Ciekawe, czy dają również kredyty piwne (śmiech).Stuknęła panu „czterdziestka” w tym roku. Zauważa pan u siebie jakieś objawy kryzysu wieku średniego?Nie mam czasu na kryzys wieku średniego. Może jak trochę zwolnię z tempem pracy, to będę mógł pomyśleć o kryzysie. Na razie non stop gram.W „Układzie zamkniętym” gra pan główną rolę. Nie obawia się pan, że znów możemy mieć w kraju podobne sytuacje do tych przedstawionych w filmie…?Reżyser nic mi nie mówił o kontynuacji „Układu zamkniętego”. Ale poważnie mówiąc, to tamten film był oparty na faktach i nawiązywał do prawdziwej sytuacji i prawdziwych mechanizmów działania.Powtórka scenariusza jest możliwa?Jeżeli będzie taka potrzeba, to na pewno taki film powstanie. I ja bardzo chętnie w takiej produkcji zagram. Filmy pokazujące prawdę o naszym kraju i naszym narodzie są potrzebne w każdych czasach, bez względu na to, kto jest akurat u władzy.Końcówka filmu też była oparta na faktach?Nie, to już była fikcja. Niestety, w prawdziwym życiu tamta sytuacja nie miała happy endu. Losy bohaterów nie potoczyły się tak różowo.Jest pan znany głównie z ról serialowych, ale miał pan też kreację u oskarowego reżysera Pepe’a Danquarta w filmie „Biegnij chłopcze, biegnij”. Czuje się pan bardziej aktorem teatralnym, serialowym czy kinowym?Jestem po prostu aktorem. Przyjmuję propozycje gry, które mi odpowiadają bez względu na to, czy jest to rola teatralna, serialowa czy kinowa. Oczywiście wolałbym kino, ale jak nie ma ról kinowych, to trzeba brać propozycje serialowe i inne. Z czegoś przecież trzeba utrzymać rodzinę i żyć.Wikipedia podaje pana wzrost – 186 cm, prawda?Zgadza się, z tym się nie pomylili.Łatwo przy takich gabarytach zagrać elfa?(Śmiech) Aleś pan wygrzebał! Byłem wtedy na drugim roku szkoły filmowej w Łodzi. Reżyser Maciej Domaraciński robił w Teatrze Jaracza „Sen nocy letniej” i potrzebował sześciu młodych chłopaków do ról świty Tytanii. Mieliśmy naginać wokół Basi Marszałek półnadzy. W konwencji teatru da się to wpleść i jak widać da się to zagrać.Jak pan wspomina tamten występ?Wspaniałe plastyczne przedstawienie. Zresztą ten spektakl był długo grany w Teatrze Jaracza. Ekipy elfów się wymieniały jak przychodziły nowe roczniki filmówki.Projekt „Jedziemy z teatrem”, w ramach którego pojawił się pan w Krotoszynie to coś nowego w polskiej sztuce?Przede wszystkim to ciekawa i wspaniała idea. Pomysł z dotarciem ze spektaklem teatralnym do małych miast jest świetny.Teatr przyjeżdża do widza, a nie na odwrót.Dokładnie i to też jest dla mnie nowe doświadczenie. Grywanie spektakli w przestrzeniach parateatralnych to znakomita lekcja dla aktora. Wczoraj graliśmy w sali ośrodka kultury, a za pół godziny mamy występ w kinie, więc jest naprawdę ciekawie.A spektakl nie jest wcale o łatwych sprawach.To prawda. Pokazujemy los facetów w walce o swe dzieci przed sadem. Wiedział pan, że w 96 procentach spraw w polskich sądach prawo do opieki dostają matki. Wyszło całkiem zgrabne przedstawienia o prawach ojców po rozstaniu z kobietą, o ich losach i życiu z poczuciem niesprawiedliwości. W sądach orzekają w większości przypadków kobiety, które zdają się być czasami stronnicze. Opowiadamy przez groteskę, ironię i śmiech o rzeczach poważnych. Nie uprawiamy reportażu tylko szukamy artystycznego przełożenia na ten problem.I jak go odbierają widzowie płci pięknej?Wbrew pozorom kobiety odbierają spektakl pozytywnie, mimo iż może on się wydawać nieco szowinistyczny. Wieszamy tam trochę psy na kobietach, ale robimy to z przymrużeniem oka, żeby zwrócić uwagę na problem, a nie pokazując go w skali 1:1. Panie przychodzą po występie do garderoby i gratulują nam dobrego przedstawienia.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo