Hobby Krzysztofa Ratajczaka to podziwianie przyrody i fotografia. Gdy ma czas, łączy obie pasje i fotografuje piękne okoliczności przyrody.
Krzysztof Ratajczak fotografować zaczął mniej więcej wtedy, gdy nauczył się jeździć na rowerze. - Pierwszy aparat dostałem na komunię. To był „Druh” – mówi 61-latek ze Smolic. I swoim pierwszym „Druhem” wykonywał dokumentację fotograficzną własnej komunii. Fotografia przypadła mu do gustu na tyle, że od razu wstąpił do szkolnego kółka fotograficznego.
- Najpierw robiłem zdjęcia tym komunijnym prezentem, a później była „Smiena 8”, „Czajka”, miałem całą kolekcję Zenitów. W późniejszym czasie doczekałem się kompaktowego aparatu marki Canon. W szkole podstawowej należałem do kółka fotograficznego. Ale nigdy nie myślałem o fotografii jako o zawodzie, który dawałby mi pieniądze. Zawsze to była moja pasja i hobby – opowiada pan Krzysztof.
Z wykształcenia pan Krzysztof jest rolnikiem. I rolnictwo pochłonęło go bez reszty, ale aparat zawsze towarzyszył mu podczas wypraw na łono przyrody.
- Teraz mam mało czasu, w zasadzie brakuje mi go na wszystko, ale jak tylko znajduję kilka dni dla siebie, to zabieram cały sprzęt fotograficzny i jeżdżę po okolicznych lasach, łąkach i tam – na łonie przyrody wypoczywam. A przy okazji robię zdjęcia – mówi mieszkaniec Smolic.
Od 2008 roku używa aparatów Nikon i bardzo sobie ceni tę markę. To właśnie tymi aparatami udało mu się zrobić najciekawsze zdjęcia. Odsyła nas do internetowej biblioteczki, gdzie opublikował już ponad tysiąc swoich prac. Niektóre to prawdziwe perełki. Ale Krzysztof Ratajczak nie szuka poklasku, ani nagród na konkursach. - Chociaż parę razy wysyłałem moje prace na konkursy, to nie robiłem tego, żeby cokolwiek wygrać, ale dlatego, że chciałem innym pokazać jaką mamy piękną przyrodę – przyznaje.
W swojej karierze fotografa-amatora uwiecznił kilka rzadkich gatunków zwierząt.
- W zasadzie gatunki naszych zwierząt i ptactwa poznałem dzięki temu, że robię zdjęcia. Wiele razy zdarzyło się, że sfotografowałem jakiś okaz i dopiero w domu zacząłem szukać w albumach i atlasach zwierząt jak się nazywa sfotografowany ptak, czy zwierzę – opowiada fotograf amator.
I poznał w ten sposób najmniejszego z czaplowatych – bączka zwyczajnego. - Głowę i tułów ma jak czapla, a jest wielkości wrony. Cholernie ruchliwy, brodzący ptaszek. Ale udało mi się go sfotografować – cieszy się pan Krzysztof. Jednak za swój największy sukces jako fotografa przyrody uważa sfotografowanie białego daniela. My też, drogi czytelniku, nie sądziliśmy, że odmiana danieli w takim ubarwieniu istnieje. A jednak. - Trzy miesiące się na niego czaiłem. Aż wreszcie udało mi się go sfotografować zupełnie przez przypadek. Miałem sfotografować poranną mgłę w lesie, a trafiłem tak, że 50-60 metrów ode mnie pojawił się między drzewami biały daniel. Żaden mutant, tylko daniel z czarnymi oczami i białym pigmentem sierści – opowiada pasjonat ze Smolic. I zdradza, że najbardziej lubi fotografować i wypoczywać nad stawami milickimi oraz w obrębie nadleśnictwa „Lila”.
- Co mi daje fotografowanie? Jeśli weźmiemy pod uwagę to, że aparat biorę ze sobą zawsze, gdy wybieram się do lasu czy na łąkę, to muszę przyznać, że daje mi to niesamowitą radość i energię. Bo dzięki fotografii mogę poznawać przyrodę i uwiecznić ją na zawsze w moich albumach. Fotografia to moja druga miłość i na emeryturze wydam jakiś album ze swoimi zdjęciami – zapowiada 61-latek. A my trzymamy za jego marzenie kciuki.