Karol Pfajfer dzień w dzień powtarza godzinami swoje kwestie, ćwiczy pamięć. Zdarza się, że ma zdarty głos, co jest chorobą zawodową wielu aktorów. Ale aktorem nie jest – przynajmniej nie z wykształcenia. - Aktorstwo pasuje jednak, według mnie, do zawodu, który wykonuję i umiejętności aktorskie są tu jak najbardziej pożądane. Muszę się nieustannie wcielać w jakąś postać, żeby nie nudzić uczniów – opowiada Karol Pfajfer z Krotoszyna. Codziennie o 8.00 zaczyna wcielać się w swoją rolę życia i naucza języka niemieckiego oraz informatyki.
Jego przygoda z aktorstwem amatorskim zaczęła się w szkole. Ale jeszcze wtedy, gdy mały Karol siedział w ławce jako uczeń.
- I podczas każdej akademii szkolnej występowałem z jakąś scenką. W ten sposób człowiek uczył się panować nad tremą. W latach licealnych tworzyłem klasowy kabaret i z jedną koleżanką byliśmy parą klasowych clownów. Małe popisy przed nauczycielami i większym gronem ze szkoły dawały mi frajdę – opowiada pan Karol.
Do aktorstwa Karol Pfajfer wrócił niedawno za sprawą Wojciecha Szuniewicza, konkretnie w czerwcu tego roku przy okazji realizacji projektu Teatr Polska, w którego realizacji mogą uczestniczyć wszyscy chętni.
- Dyrektor KOK-u potrzebował obsady do sztuki, którą reżyserował. Zadzwonił do mnie i powiedział, że ma dla mnie propozycję nie do odrzucenia. Mówił, że jak się dowiem o co chodzi, to nie odmówię – opisuje aktor-amator.
I propozycja faktycznie była godna rozważenia, bo chodziło o rolę w sztuce pod tytułem „#Jaś#i#Małgosia#” w wykonaniu Teatru Rozmaitości w Warszawie. I to jaką rolę. - Postać, którą mi zaproponowano to „Skurwysyn z Lasu”. Oczywiście nazwa tej postaci to metafora, „Skurwysyn z lasu” gra role trolla, hejtera i internetowego napinacza. Ten bohater trolluje, zaczepia i wbija szpilki w ludzkie postawy, ale swoim hejtem zmusza swoje „ofiary” do refleksji – opisuje nasz rozmówca. - Ta postać bardzo mi się podobała. Ale jednocześnie wzbudzała we mnie pewien lęk, bo w kwestiach jest mnóstwo wulgaryzmów, przekleństw i słów powszechnie uważanych za obraźliwe – dodaje pan Karol.
Fot: Paweł W. Płócienniczak
Z racji wykonywanego zawodu Karol Pfajfer obawiał się wcielić w postać, która w co drugim zdaniu używa przekleństw. - Nauczyciel rzucający ze sceny „mięsem” do innych ludzi. Przy widowni, którą stanowili rodzice uczniów i starsza młodzież, to duże ryzyko – tłumaczy. I ostatecznie w rolę „Skurwysyna” wcielił się ktoś inny, a panu Karolowi przypada rola ojca jednego z bohaterów. - To było dla mnie także abstrakcyjne doświadczenie, bo miałem w spektaklu wcielić się w rolę ojca, nie będąc nim w rzeczywistości – mówi Karol Pfajfer. I podkreśla, że nie nazwałby swojej pasji aktorstwem, a raczej zabawą w teatr.
- Próby po 2-3 godziny kilka razy w tygodniu, to była naprawdę ciężka praca, ale taka, która dawała satysfakcję. To było swego rodzaju katarsis, przeniesienie się w zupełnie inny świat z dala od codziennych zmartwień – opisuje swoje wrażenia aktor-amator.
A spektakl „#Jaś#Małgosia#” wystawiany w KOK-u cieszył się tak dużą popularnością, że na drugi dzień po premierze w pośpiechu organizowano kolejne przedstawienie. W sumie dwa spektakle obejrzało ponad 150 widzów, co biorąc pod uwagę rozmiary kameralnej sali w KOK-u i zainteresowanie teatrem w mieście powiatowym, musi robić wrażenie. A czym jest dla Karola Pfajfera jego pasja?
- Na co dzień jako nauczyciel muszę się hamować i nie mogę obnażać się ze swoimi poglądami politycznymi. Nie mogę, a przynajmniej nie powinienem pokazywać swoich sympatii i światopoglądu, choć czasami aż korci, żeby coś skomentować. A na scenie mogę wczuć się w postać i wyrazić za pomocą kreacji jakąś postawę i mądrość życiową. Mogę głośno powiedzieć o tym, co mnie wkurza, bawi albo drażni. Amatorskie aktorstwo rozwija intelektualnie ludzi w każdym wieku – podsumowuje Karol Pfajfer.