Krotoszyńscy radni pojechali się szkolić aż do Łodzi. Kto wprowadzał ich w tajniki samorządu? Urzędnicy z naszego magistratu. Zapisany na listę „uczniów” Bartosz Kosiarski – zmienił zdanie przed samym wyjazdem. Jak celnie zauważył, wiedzę można zdobywać szkoląc się na miejscu.
- A jeśli mamy się udać na wyjazd integracyjny, to dobrze by było, żebyśmy to zapłacili z własnej kieszeni – oznajmił radny, Bartosz Kosiarski.
Na miejscu się nie sprawdza
Na miejscu nie da rady. Dlaczego? Bo trudno radnych utrzymać na zajęciach.
- Doświadczenie poprzednich kadencji pokazuje, że najpierw się zgłaszają, później nie uczestniczą w szkoleniu, albo w trakcie wychodzą - obrazował Franciszek Marszałek, włodarz miasta.
Stąd wyjazd do Łodzi. I stąd też częściowa odpłatność z własnej kieszeni. - Każdy, kto się zapisał płaci 250 zł, a cały udział w szkoleniu kosztuje 800 zł – wyliczył burmistrz.
Źle to świadczy o radnych
Argument o niechęci radnych do uczestnictwa w szkoleniach na miejscu poparł Sławomir Augustyniak.
- Naprawdę, jestem radnym 12 lat i nie jest łatwo zebrać na miejscu wszystkich. Próbowaliśmy to parę razy. Nie zdało egzaminu – stwierdził wprost.
Co Bartosz Kosiarski skwitował krótko.
- Niedobrze to świadczy o radzie, że nie potrafimy się spotkać na miejscu, a 200 – 300 km potrafimy pojechać na szkolenie.