Obszerne fragmenty wywiadu z Czesławem Mozilem.
Obszerne fragmenty wywiadu z Czesławem Mozilem.
Polska cię nienawidzi?
Nie wiem, ale ja kocham Polskę!
Tę nową, po ostatnich wyborach też? Nie boisz się, że z „prawdziwymi Polakami” już masz na pieńku?
Nie znoszę, gdy ktoś robi monopol na polskość i dzieli ludzi. Polska jest różnorodna i dlatego taka fajna. Zrobiłem płytę o uczuciach emigrantów, a ich losie, który widziałem z racji własnego doświadczenia, a ktoś chce zrobić z tego temat polityczny. Jest to tak absurdalna sprawa, że nie chcę o niej mówić. To jest chore, po prostu „What the fuck?!”
Tak samo zareagowałeś, jak zobaczyłeś słup przed sceną w Krotoszyńskim Ośrodku Kultury?
Podobno był tutaj kiedyś klub żołnierza. Żołnierzy nie ma, a słup został. Ale to nie jest najdziwniejsze miejsce na koncert. Grałem kiedyś w fabryce szkła w Krośnie. Produkcja szła na całego, a ja stałem koło wielkiego pieca, który się palił w środku. Grałem też raz 180 metrów pod ziemią, w kopalni Guido.
O pracy w McDonald's:
Smażyłem burgery, nakładałem frytki, nalewałem kawę. Nawet biegałem po kuchni z mikrofonem w uchu, krzycząc na zespół, bo taka rola kierownika zmiany. Wczuwałem się i nawet raz chcieli mi dać „białą koszulę” (forma premii uznaniowej, coś w rodzaju tytułu pracownika miesiąca). Ale Czesław się nie dał. Tam trzeba pracować po kolei na każdym stanowisku. Każdy robi wszystko i nie ma wtedy ludzi niezastąpionych. To niezła szkoła życia i pracy. Poradziłeś sobie w McDonaldzie, to dasz radę wszędzie.
Nawet w budowlance…
Miałem dosyć długi epizod w budowlance. Byłem kimś w rodzaju opiekuna brygady robotników z Polski, którzy zasuwali w wykończeniówce w Kopenhadze. Oni sprawdzali na miejscu pracy, co będą robić, mówili Czesławowi, co potrzebują, a Czesław jechał zrobić zakupy w markecie budowlanym. Dowoziłem im materiały na miejsce. Po robocie odwoziłem ich do hotelu.(...)
Gdy zapytałeś, kto z widowni był tu osiem lat temu na twoim występie, to nikt się nie zgłosił. Sądzisz, że wtedy przychodzili ci, którzy znali cię z dorobku muzycznego, a dziś przychodzą, bo znają cię z telewizji?
To jest największa abstrakcja i paradoks - masz najlepiej sprzedaną płytę w Polsce, a nikt cię, kurwa, na ulicy nie rozpoznaje. Wystarczyło, że moją gębę pokazali w telewizji, aż nagle wszyscy mnie znają. Raz na stacji paliw podbiegła pani drżąc i chichocząc, spytała „a pan to pan?” I takie przypadki zaczęły się pojawiać każdego dnia. (...)
Kiedyś powiedziałeś, że napiłbyś się piwa z paroma politykami. A z Donaldem Tuskiem to byś nawet zapalił trawkę. Nie bałbyś się powtórzyć takiej propozycji dzisiejszej rządzącej ekipie?
Mógłbym wypić piwo lub zapalić z każdym politykiem, pod warunkiem, żeby nie ściemniali, że nigdy nie palili, skoro palili.
A ty jakim byłbyś politykiem?
Fatalnym, ale nigdy nie będę politykiem. Jestem niewerbalny i bardzo emocjonalnie reaguję, a przez mój specyficzny język polski byłbym wyśmiewany.