reklama

Bartłomiej Marzęcki. Z zawodu elektryk, z pasji strażak - ratownik

Opublikowano:
Autor: Redakcja

Bartłomiej Marzęcki. Z zawodu elektryk, z pasji strażak - ratownik - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook
Wiadomości

Bartłomiej Marzęcki od 15 lat udziela się w Ochotniczej Straży Pożarnej w Koźminie Wlkp. Ratownictwo zafascynowało go jako nastolatka, a dziś sam prowadzi młodzieżową drużynę pożarniczą ochotników.Bartłomiej Marzęcki swoją przygodę ze strażą pożarną zaczął w latach szkolnych. A wszystko przez pożar.

Bartłomiej Marzęcki od 15 lat udziela się w Ochotniczej Straży Pożarnej w Koźminie Wlkp. Ratownictwo zafascynowało go jako nastolatka, a dziś sam prowadzi młodzieżową drużynę pożarniczą ochotników.Bartłomiej Marzęcki swoją przygodę ze strażą pożarną zaczął w latach szkolnych. A wszystko przez pożar.

- W Koźminie palił się młyn, bodajże w 2002 roku. Poszedłem oglądać akcję gaśniczą, nie dotarłem do szkoły i była przez to niezła draka. Wtedy „uczestniczyłem” w akcji jako obserwator i podpytywałem strażaków o szczegóły. Pożytek był z tego taki, że się zafascynowałem pożarnictwem – opowiada Bartłomiej Marzęcki.

Miał wtedy 17 lat i od razu postanowił wstąpić w szeregi druhów, ale musiał poczekać do osiągnięcia pełnoletniości.

- Po roku zrobili mnie gospodarzem remizy, powierzono mi opiekę nad salą i nad sprzętem i wybrano mnie do zarządu. Potoczyło się to wszystko błyskawicznie – opowiada 32-latek.

Strażak-elektrykI jako gospodarz sprawdzał się świetnie, bo na początku XXI wieku w remizie panował jeszcze duch późnego komunizmu. Bartłomiej dzięki swemu zapałowi koordynował remonty i drobne naprawy w remizie. Wraz z kolegami stopniowo poprawiał standard sali.

- Jestem z zawodu elektrykiem, więc wykorzystywałem swój fach do tego, żeby zrobić coś dobrego dla jednostki. Oczywiście nie sam, bo angażowali się w to też inni – opowiada Bartłomiej Marzęcki.

Starszyzna w OSP szybko zauważyła, że młody druh ma dobry kontakt z młodzieżą i nie brakuje mu ochoty, aby przekazywać wiedzę innym.

- Zacząłem prowadzić młodzieżówkę, która dopiero co się tworzyła. Zgłosiło się kilku chętnych chłopaków, część z nich została do dzisiaj w szeregach OSP. Potem miałem krótką przerwę, ale wróciłem do tego, bo lubię pracę z młodzieżą – mówi mieszkaniec Koźmina Wlkp.

DyscyplinaMusztra, nauczanie zachowań podczas akcji ratunkowych, poznawanie sprzętu, który jest w dyspozycji ratowników OSP, a także nauka pierwszej pomocy – to tylko niektóre aspekty pracy z młodzieżową drużyną pożarniczą.

- Nie chcę przypisywać sobie wszystkich zasług, bo nie pracuję z młodzieżą sam. Włącza się w to wielu innych druhów z naszej jednostki. Jak ja nie mogę, to zbiórki prowadzi ktoś inny, jest solidarność w naszej jednostce i tego też uczy służba w straży pożarnej – opisuje opiekun Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej OSP Koźmin Wlkp.

I dodaje, że nieliczni spośród młodzieżowców zostają w „dorosłym” OSP, ale nie powinno to dziwić.

- Młodzi ludzie po ukończeniu gimnazjum, wyjeżdżają do szkół w innych miastach, potem zaczynają pracę i po prostu nie wystarcza im czasu na członkostwo w OSP. Ale wierzę, że wiedza zdobyta w gronie ochotników zostanie z nimi na zawsze i być może kiedyś okaże się pomocna – przyznaje koźminianin.

Obecnie MDP liczy dziewięcioro członków. Bartłomiej Marzęcki zachęca wszystkich młodych ludzi do wstępowania w szeregi pożarników.

- Wiem, że w dzisiejszych czasach młodzi ludzie mają inne podejście do życia. Komputery, laptopy i internet dominują w ich życiu. Ale wiedza i dyscyplina zdobyta w straży pożarnej na pewno może im się kiedyś przydać i zaprocentuje w dorosłym życiu – podsumowuje Bartłomiej Marzęcki.

Coś, co zostaje w pamięciBartłomiej Marzęcki mówi otwarcie, że ratownictwo to dla niego pasja. A do tego pasja, która mocno odciska piętno. Nieraz uczestniczył w trudnych akcjach, a jedną będzie pamiętał do końca życia.

– To był wypadek w Józefowie. Taki, który się pamięta do końca życia. Grupa nastolatków uderzyła w drzewo. Trzy osoby zginęły na miejscu, czwarta w szpitalu. Do tego dwoje było ciężko rannych. Od początku do końca się zajmowałem jednym z rannych, byłem nawet przydzielony do zespołu medycznego, bo brakowało im obsady na karetki. Takie zdarzenia zapadają na długo w pamięci – wspomina.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo