I nie był to primaaprilisowy żart, a spełnienie marzeń.
- Od urodzenia mieszkam w Kobylinie i tutaj rozwijałam swoją kulturalną aktywność. W szkole podstawowej tańczyłam w zespole ludowym, w wieku 15 lat założyłam drużynę harcerską, zawsze interesowałam się kulturą, muzyką, śpiewem i tańcem. Lubiłam działać z ludźmi – mówi Anna Rowicka.
Swoją zawodową przyszłość także związała z kulturą. I zdecydowała się na studia o kierunku pedagogika – animacja społeczno – kulturalna. Choć wielu jej to odradzało.
- Wielu pytało, po co mi te studia, skoro w Kobylinie nie ma domu kultury. Odpowiadałam, że sama go założę – śmieje się nowa dyrektorka kobylińskiego GOK-u.
Animatorka kobylińskiej kultury
Po studiach wróciła w rodzinne strony. I nadal marzyła, by w jej mieście powstał dom kultury z prawdziwego zdarzenia.- Jeżeli chodzi o seniorów, to w Kobylinie pod względem kulturalnym zawsze pięknie się to prezentowało. Podobnie w przypadku przedszkola i szkoły. Ale w wieku 15 lat ta aktywna młodzież najczęściej przenosi się do krotoszyńskich szkół, a miasto oprócz orkiestry nie miało im nic ciekawego pod względem kulturalnym do zaoferowania. To była nisza – mówi Anna Rowicka.
I choć domu kultury nie założyła, to miała istotny wpływ na rozwój kultury w Kobylinie.
- Współtworzyłam Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Dzieci i Młodzieży JUWENIS. To był dla mnie bardzo aktywny okres, realizowaliśmy wiele projektów młodzieżowych: twórcze wakacje, kobylińska kronika filmowa, projekt dookoła koła rowerowego, mieliśmy także grupę zajmującą się kręceniem ogniami. Działo się – wspomina kobylinianka.
Praca z ofiarami przemocy domowej
Później jednak Anna Rowicka związała swoje życie zawodowe ze Specjalistycznym Ośrodkiem Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie w Zdunach, gdzie pracowała przez ostatnie 10 lat.- To jest ośrodek całodobowy, mieszkają w nim osoby, które doświadczyły przemocy domowej, najczęściej matki z dziećmi – wskazuje Anna Rowicka.
Osoby pracujące w ośrodku nie zajmują się jedynie konkretną działką, a tak naprawdę muszę ogarnąć wszystko.
- Od rozmów terapeutycznych, przez zajęcia grupowe – nie tylko terapeutyczne, ale i kulinarne, plastyczne, artystyczne. Dodatkowo staramy się uczyć kobiety, które u nas mieszkają takich podstaw rodzinnych, społecznych. Często zdarza się bowiem, że nie potrafią na przykład ugotować obiad dla dziecka – przyznaje kobylinianka.
Do tego dochodziła biurokracja, pomoc w pisaniu pozwów rozwodowych, o alimenty czy pism odwoławczych do sądu.
- Tam trzeba być człowiekiem – orkiestrą – śmieje się Anna Rowicka.
Kultura w czasie epidemii
I choć z żalem pożegnała się z dotychczasową pracą – to nie kryje radości z tego, że udało jej się spełnić marzenie sprzed lat i zostać szefową ośrodka kultury w Kobylinie.- Cieszyłam się, gdy GOK w Kobylinie powstał. Wtedy jednak nie mogłam wystartować na stanowisko dyrektora, bo urodziłam 3 dziecko i to jemu chciałam poświęcić swój czas. Teraz jednak mi się udało – przyznaje.
I podkreśla, że – wbrew powszechnej opinii – pandemia koronawirusa nie ma negatywnego wpływu na kulturę. Przeciwnie.
- Stany zagrożenia są stanami silnie emocjonalnymi. I właśnie wtedy osoby wrażliwe się uaktywniają, odreagowują to w sposób twórczy. I wbrew temu, co by było można myśleć, epidemia to czas twórczego tworzenia – mówi Anna Rowicka.
Sama także nie zamierza zawieszać działalności kobylińskiego ośrodka kultury.
- Przenosimy ją do internetu, na Facebooka. Teraz planujemy wirtualną wystawę zdjęć, za chwilę konkurs ogłosimy związany z okresem wielkanocnym. Aktywność przenosimy do sieci i czerpiemy z tego ile się da. Zachęcamy także kobylińskich artystów do współpracy z nami – podkreśla Anna Rowicka.