Rafał Marciniak z Koźmina Wlkp. Był bezdomny, dziś jest artystą rękodzieła.
Mieszkanie Rafała Marciniaka z Koźmina Wlkp. zdobią koszyczki, figurki zwierząt wyplatane z wikliny. Trzynaście lat temu ustatkował się i znalazł swój dom, którego przez lata tułaczki tak mu brakowało. Zaczął na nowo układać swoje życie.
- Dziadek wyplatał cuda z wikliny. I chyba coś tam mi po nim zostało – rozpoczyna swą opowieść Rafał Marciniak. Jako dzieciak przyglądał się pracy dziadka, ale, jak mówi, co innego siedziało mu w głowie. – Wolałem psocić. Był jednak utalentowany plastycznie. Jego prace były wyjątkowe i budziły podziw nauczycieli. – Lubiłem malować – wspomina.
Uczucie wolności
Nie przykładał jednak uwagi do swoich zdolności. Bardziej pociągało go… latanie. W Lesznie, gdzie się wychowywał, działał aeroklub, a w nim pracowali miłośnicy lotów szybowcowych i balonowych. Rafał zachwycał się ich codzienną pracą. Nieraz opuszczał lekcje w szkole, biegł na lotnisko i bacznie obserwował przygotowania do lotu. Z czasem zaprzyjaźnił się z członkami klubu.
– Już w dorosłym życiu przy balonach pomagałem rozkładać powłoki, przypinać je do kosza, nadmuchiwać zimnym powietrzem. Bywałem na zawodach balonowych i szybowcowych. Miałem okazję z pilotami latać, w swoim życiu poznałem ich wielu – opowiada Rafał Marciniak z Koźmina Wlkp.
Rozmarza się i po chwili dodaje. – To niesamowite uczucie wolności.
Rodzice odeszli, domu nie było
Wszystko to zmieniło się po śmierci rodziców. – Odeszli w jednym roku – zaznacza. Znalazł się na ulicy.
– Stałem się bezdomny. Tułałem się po różnych noclegowaniach w całej Polsce – przyznaje.
Jak żył – woli przemilczeć. W końcu poddał się leczeniu. Jak mówi – uporał się z depresją. Wiele dały mu zajęcia artystyczne i nauka rękodzieła. – Koleżanka pokazała mi jak się robi koszyczki. Na początku nie wychodziło. Z czasem jednak sobie dużo rzeczy przypomniałem, choćby to jak pracował dziadek – wspomina 49-latek.
Miłość i pasja
W czasie pobytu w jednym z sanatoriów poznał swoją partnerkę. Są razem od kilkunastu lat. Mieszkają w Koźminie Wlkp. W piwnicy wynajmowanego mieszkania, pan Rafał urządził pracownię. Leżą tu gazety, których kartki artysta-amator najpierw tnie w kawałki i zwija w cienkie rulony. Po czym zaczyna z nich wyplatać i tworzyć przeróżne dekoracje – wspomniane już koszyczki, ale także figurki zwierząt, ozdoby na święta, cieszące oko wianki i inne plecionki. Pomalowane farbą lub bejcą przypominają ozdoby wykonywane z wikliny.
– Czasem trudno dostrzec, że to z gazet. W swojej pracy używam m.in. „Gazety Krotoszyńskiej”, oczywiście dopiero po przeczytaniu – uśmiecha się Rafał Marciniak.
Czasem maluje lub próbuje swoich sił w decoupage. Co robi z gotowymi pracami? – Niektóre udaje się sprzedać. A czasem udaje się znaleźć sponsora – wyjaśnia. Na co dzień żyje z renty, ima się także prac dorywczych. Niektóre ze stworzonych przez siebie ozdób przekazał na licytacje podczas finału WOŚP w Koźminie Wlkp. – Kilka razy je ofiarowywałem. W tym roku były to wyplatane serduszka – mówi. Przed laty zaś nawiązał współpracę z miejscowym ośrodkiem kultury.
– Pan Rafał zjawił się u nas wtedy, gdy papierowa wiklina nie była tak popularna. Zainteresował nas tą techniką - wspomina Maria Malinowska, z Gminnego Zespołu Instytucji Kultury w Koźminie Wlkp.
Pan Rafał swoją pasją zaraził panie z kół gospodyń wiejskich. Odwiedzał pacjentów oddziału rehabilitacji w koźmińskim szpitalu. – Chciałem pomagać tak, jak potrafiłem. Bo do mnie też kiedyś wyciągnięto pomocną dłoń i pokazano, że rękodzieło może stać się pasją.