reklama
reklama

Gdyby to mężczyźni rodzili dzieci, sądy nie nadążałyby z procesami o naruszanie praw pacjenta [ROZMOWA]

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: M. Zakrzewski

Gdyby to mężczyźni rodzili dzieci, sądy nie nadążałyby z procesami o naruszanie praw pacjenta [ROZMOWA] - Zdjęcie główne

Szpitalne porody jak w soczewce pokazują, jak są traktowane kobiety w Polsce w ogóle - uważa Anna Furmaniuk, wiceprezeska Fundacji Matecznik. | foto M. Zakrzewski

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kobieta i dziecko Z Anną Furmaniuk, wicepreseską Fundacji Matecznik, która od lat wspiera i edukuje kobiety w ciąży i po porodzie pod hasłem "Mamy Głos na porodówkach", rozmawia Paulina Jęczmionka-Majchrzak.
reklama

Kamil Janowicz na swoim profilu Father_ing napisał post: „Drogi Lekarzu, Droga Lekarko, jeśli przychodzisz do obcej kobiety włożyć jej dłoń do pochwy, to weź się chociaż przedstaw”. I posypała się lawina komentarzy o fatalnym traktowaniu kobiet na porodówkach. Temat znany i nagłaśniany od lat. Możesz podać najbardziej oburzający Cię przykład złego potraktowania kobiety podczas porodu?

Nie jestem w stanie przytoczyć jednej historii, jest ich za dużo. Każda trudna. O wielu z pewnością nie wiemy, bo kobiety ich nie zgłaszają albo nawet nie wiedzą, że ich prawa zostały naruszone. Oczywiście, są zachowania jednoznacznie przemocowe. Określają je kodeksy i przepisy, np. ustawa o prawach pacjenta.

Pod postem Father_ing wiele kobiet pisało o naruszeniach.

Post Kamila miał moc z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, głos zabrał mężczyzna. Na temat traktowania swojej kobiety. Po drugie, nazwał po imieniu – używając, o zgrozo, słowa „pochwa” – sytuację, której doświadcza niemal każda kobieta na porodówce. Do której jesteśmy już tak przyzwyczajone, że nawet nie reagujemy. Zdajemy sobie sprawę, że w szpitalu położniczym będziemy badane i dotykane, więc gdy ktoś to robi – nawet w nieakceptowalny sposób – uznajemy, że tak musi być. Można jednak zrobić to w taki sposób, żeby kobieta w trudnej, intymnej sytuacji czuła się szanowana. Jak człowiek, a nie kawał mięsa.

Kobiety idą do szpitala rodzić dzieci, ale zamiast skupić się na tym, muszą walczyć o swoje prawa. Dlaczego personel medyczny tak nas traktuje? Gdzie leży problem?

Problemów jest wiele. Personel nie ma złych zamiarów. To problem systemowy, który uzewnętrznia się w zachowaniach jednostek. W strukturze organizacyjnej tego systemu – zarówno szpitalach, jak i uczelniach medycznych – panuje twardy patriarchat. Kto jest najczęściej dziekanem na wydziale położnictwa uczelni? Kto jest ordynatorem na oddziale ginekologiczno-położniczym? Tam gdzie przeważają kobiety, władzę oddaje się mężczyznom. Także w porodzie. Nie kwestionuję tu wiedzy i doświadczenia lekarzy-mężczyzn, ale…

… ale nigdy nie mieli pochwy, nie byli w ciąży i nie rodzili dzieci.

Tak. Mężczyźni nigdy nie zrozumieją do końca tego, co dzieje się w ciele kobiety, zwłaszcza podczas ciąży i porodu. Poza patriarchatem, mamy w opiece zdrowotnej silną hierarchię. Położne są podporządkowane lekarzowi, który podejmuje decyzje. To zarzewie wielu złych sytuacji. Lekarze i lekarki powinni bowiem zajmować się patologiami i chorobami. A od naturalnego przebiegu porodu powinny być położne. Oba zawody są kształcone w tych kierunkach. Dodatkowo opieka zdrowotna jest w Polsce niedofinansowana. Zawód położnej nie ma ani prestiżu, ani godnego wynagrodzenia. Średnia wieku to wiek przedemerytalny. Z całym szacunkiem, ale wiedza i podejście z lat 70. są już nieaktualne. Dominowało wtedy aktywne prowadzenie porodu, czyli kobieta leży, a wszyscy wokół sterują jej porodem.

Zachłyśnięcie zachodnią medykalizacją porodu?

Profesjonalne zaplecze medyczne obniżyło śmiertelność kobiet i dzieci. Ale przy okazji zmedykalizowało naturalną fizjologię porodu. Brytyjskie badania w latach 70. potwierdzały tę niższą śmiertelność, ale jednocześnie podkreślały znaczącą rolę położnej. Później pominięto tę funkcję położnej. Nie wzięto pod uwagę, że kobieta w prowadzonym porodzie dobrze współpracuje, bo czuje się zaopiekowana i bezpieczna. Jeśli każe jej się rodzić na leżąco czy półsiedząco, na łóżku, nie ma szans na rodzenie w zgodzie z własnym ciałem.

Zakładam, że lekarze wiedzą, jakie naturalne procesy zachodzą w organizmie kobiety podczas porodu. Dlaczego zatem utrudniają go, np. nie pozwalając rodzić w pozycji wertykalnej czy ograniczając ruch?

Po pierwsze, wielu lekarzy i lekarek nawet nie wie, jak wygląda poród naturalny, ponieważ uczą się na patologicznych przypadkach. Po drugie, nie ufają i nie słuchają pacjentki, która komunikuje swoje odczucia i potrzeby. To wynika z innego, ogromnego problemu – ogólnego podejścia do kobiet. My przecież histeryzujemy, panikujemy, wymyślamy. Marta Frej zrobiła świetną grafikę, na której czytamy: „Kiedy mówię, co myślę: nie lamentuję, nie histeryzuję, nie krzyczę, nie dramatyzuję (…). Po prostu mówię coś, z czym się nie zgadzasz”. To świetnie oddaje sposób postrzegania kobiet i powszechną przemoc wobec nas. Odbiera się nam głos, godność, sprawczość. A wszystko w białych rękawiczkach, od dzieciństwa, z pokolenia na pokolenie. Szpitalne porody jak w soczewce pokazują, jak są traktowane kobiety w Polsce w ogóle. Gdyby to mężczyźni rodzili dzieci, sądy nie nadążałyby z orzekaniem w procesach o naruszanie praw pacjentów.

Według danych Fundacji Rodzić Po Ludzku 54 proc. kobiet doświadczyło nadużyć lub przemocy w szpitalu. Zatrważające. Które prawa kobiet podczas porodu są najczęściej łamane? 

W sali porodowej i na szpitalnym oddziale nagminnie łamane są podstawowe prawa pacjentek, czyli m.in. prawa do: godności i intymności, informacji, obecności osoby bliskiej, wyrażenia zgody bądź sprzeciwu wobec decyzji lekarza, złożenia skargi, dostępu do dokumentacji medycznej. Prawo do godności jest łamane poprzez obrażanie, czyli np. wytykanie wieku, wagi, wyglądu. Znam komentarze w stylu: „Gruba jak podeszwa, nie mogę wbić igły”. Częste jest tu zwracanie się do pacjentki w trzeciej osobie. To automatyczne odcięcie od dialogu. Tak samo, jak brak przedstawienia się. Owszem, lekarz i położna mają plakietkę z nazwiskiem. Ale tu chodzi o tworzenie ludzkiej atmosfery.

Lekarze chyba często nie rozumieją lub nie chcą uznać tego, że to oni wchodzą na poród kobiety, a nie kobieta przychodzi do nich.

Niestety, to sięga dalej. Odbiera się nam prawo do zgody na interwencje w ciele. Standard Organizacyjny Opieki Okołoporodowej jasno określa, co jest interwencją medyczną, która wymaga takiej zgody. To m.in. sprawdzanie stopnia rozwarcia, podanie oksytocyny, przebicie pęcherza płodowego, masaż szyjki macicy, nacięcie krocza. O prawo do tych działań nie tylko trzeba pacjentkę zapytać, ale i te kroki uzasadnić. Wiadomo, że czasem w porodzie liczy się czas i wtedy trudno o długie wyjaśnienia. O zgodę trzeba jednak pytać.

Nie dość, że się o nią nie pyta, to nadal często podejmuje się te interwencje rutynowo.

Wciąż zdarzają się sytuacje, w których nie mówi się pacjentce o podłączeniu oksytocyny czy nacięciu krocza. A częściej stawia się ją przed faktem dokonanym, informując, że zaraz odbędzie się interwencja. To celowy zabieg psychologiczny, który nie daje pola do wyrażenia zgody, bo decyzja już zapadła.

Tymczasem w naturalnie postępującym porodzie interwencje medyczne są zwykle niepotrzebne.

Poród jest najbardziej naturalnym stanem fizjologicznym kobiety. Tak, jak miesiączka. Są porody trudne, tak jak są miesiączki wymagające leczenia. Jeśli jednak nie dzieje się nic odstępującego od normy, wystarczy wsparcie, asysta, a przede wszystkim – czas i swoboda dane kobiecie. Naruszanie tych wszystkich praw pacjentek noszą znamiona przemocy psychicznej. Ona boli najdłużej. Łamie kobiety. Odbiera przekonanie, że możemy same o sobie decydować.

Najpierw odbiera się nam sprawczość i kompetencje, a później wymaga ich w opiece nad noworodkiem. Jak sobie z tym radzimy? Jak często doświadczamy depresji poporodowej?

Doświadcza jej ponad 15 proc. matek w Polsce. Urodzenie dziecka i pierwsze miesiące życia z nim to zawsze trudne wyzwanie. Mamy do czynienia z wymagającą fizjologią połogu, intensywnymi zmianami hormonalnymi i emocjonalnymi. Jeżeli do tego jesteśmy pozbawione poczucia podmiotowości, a jeszcze dodatkowo dochodzą inne, np. domowe problemy, kobiece zasoby bardzo się kurczą. Tymczasem wokół panuje presja na to, że mamy czuć instynkt macierzyński i wiedzieć, jak zajmować się dzieckiem. Nie jest łatwo to wszystko dźwignąć.

Gdzie kobiety po porodzie mogą szukać pomocy psychologicznej?

Mogą próbować szukać wizyty u psychologa na NFZ, ale muszą się liczyć z tym, że czas oczekiwania jest długi. Jeśli mają pieniądze, mogą umówić się na prywatną wizytę. Muszą jednak wiedzieć, gdzie szukać specjalisty. Pomocna byłaby rozdawana przez położną środowiskową lista polecanych psychologów. Inaczej kobieta zostaje z tym sama. Jeśli jest w miarę świadoma, ma jakąś wiedzę o połogu, ma uważnego partnera, to prawdopodobnie odpowiednio wcześnie zareaguje i będzie szukać pomocy. Powie głośno, że jej potrzebuje. Jeśli jednak ma niską świadomość, mieszka w małej miejscowości, w której dostęp do psychologa jest bardzo ograniczony, to prawdopodobnie nawet nie pomyśli, że potrzebuje pomocy.

Czy Wasza Fundacja oferuje pomoc psychologiczną?

Tak, współpracujemy z kilkoma psycholożkami. Zapewniamy bezpłatne wsparcie psychologiczne do 3-5 spotkań on-line. Systemowej pomocy nie ma. A dostęp do psychologa po porodzie powinien być zapewniony tak, jak do opieki położnej rodzinnej.

Co robić, jeśli nasze prawa w porodzie są łamane? Gdzie to zgłaszać?  

Według danych Fundacji Rodzić Po Ludzku, zaledwie 6 z 54 proc. kobiet doświadczających naruszenia praw w porodzie zgłasza je.  Nie robią tego, bo to już niczego nie zmieni w ich sytuacji. Natomiast to bardzo ważne działanie, dzięki któremu może zmienić się sytuacja innych kobiet. Tych, które dopiero do danego szpitala trafią. Skarga do placówki jest pierwszym krokiem. Można też iść dalej i np. domagać się odszkodowania, kierować sprawy do Rzecznika Praw Pacjenta czy Izby Lekarskiej.

Czy sytuacja na porodówkach zmienia się na lepsze? Z roku na rok spada liczba rutynowych interwencji medyczny, np. z ponad 60 proc. nacięć krocza do mniej niż 50 proc.

Świadomość kobiet jest większa. To światowy trend, m.in. na fali akcji #MeToo czy zamknięcia porodówek w pandemii. To także zmiany pokoleniowe. Kobiety potrafią się solidaryzować i współpracować. Jest jeszcze jedna kwestia, która będzie w najbliższym czasie mocno rzutowała na jakość opieki okołoporodowej. Polki – jak i wszystkie Europejki – przestają rodzić dzieci. Część szpitali już zamknęła oddziały porodowe. Ta sytuacja zmusi placówki do walki o pacjentki. Nie tylko poprzez ładny wystrój sal czy dobry sprzęt, ale także dobre traktowanie i przestrzeganie Standardu Opieki Okołoporodowej. Jeśli kobiety będą czuły się zaopiekowane i będą miały dobre wspomnienia z porodu, polecą szpital innym. Wierzę, że kwestie finansowe będą motorem zmian w opiece okołoporodowej. Niestety, nie potrzeby kobiet. Ale tutaj cel uświęca środki.  

Rozmawiała Paulina Jęczmionka-Majchrzak

Jeśli chcesz wesprzeć Fundację Matecznik w udzielaniu pomocy psychologicznej kobietom, weź udział w zbiórce: https://fundacjamatecznik.pl/dobre-macierzynstwo/

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu jarocinska.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama