reklama
reklama

Wigilia 1944 roku była wyjątkowa... - wspomnienia Hieronima Kroczyńskiego

Opublikowano:
Autor:

Wigilia 1944 roku była wyjątkowa... - wspomnienia Hieronima Kroczyńskiego - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Historia Hieronim Kroczyński jest honorowym obywatelem Sulmierzyc. To w Grodzie Sulimira spędził dzieciństwo i młodość. Życiowa zawierucha zawiodła go na Pomorze. Współtworzył Muzeum Oręża Polskiego. Jest autorem około trzystu prac naukowych i popularnonaukowych z zakresu historii Pomorza i muzeologii wojskowej. Odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim i Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi.
reklama

W 80 rocznicę wybuchu II wojny światowej – która przypadła w 2019 roku – na łamach „Gazety Krotoszyńskiej” ukazał się specjalny dodatek. Umieściliśmy w nim wiele cennych wspomnień, wywiadów i historii, którymi w ciągu ostatnich lat - podzielili się z nami nasi rozmówcy.

Na kartach naszego tygodnika wspominali oni ten trudny czas wojennej zawieruchy z lat 1939-1945 – kiedy to na nasz kraj napadły najpierw hitlerowskie Niemcy, a później ZSRR. Były to najtragiczniejsze karty naszej historii. Obozy koncentracyjne, głód i naloty zabiły wg. szacunków historyków 72 miliony ludzi. Naocznych świadków tych dni - ludzi, których świadectwa nie możemy zapomnieć – żyje na świecie coraz mniej. Wielu z naszych rozmówców nie ma już wśród nas. Dlatego będziemy przypominać wam zebrane wówczas w dodatku historie tych,  którzy przeżyli II wojnę światową. Dziś wspomnienia, którymi podzielił się z nami kilka lat temu pan Hieronim Kroczyński. 

„Wigilia 1944 roku była wyjątkowa, wiązała się ze sprzecznymi uczuciami”

Hieronim Kroczyński w 1944r. przeżył niezapomnianą wigilię – Wszyscy już głośno mówili, że wojna niebawem się skończy. Wiadomości były coraz bardziej niekorzystne dla Niemców. Byliśmy wtedy wraz z rodzicami, pracownikami u niemieckiego gospodarza, do którego nas wysiedlono z Sulmierzyc – wspomina pan Hieronim. I dodaje wracając pamięcią do tamtych gorzkich lat. – Gospodarz był w wojsku, a jego żona została sama z dwójką dzieci. Widać było po niej zdenerwowanie i niepewność, co teraz z nimi będzie. Przyznaje, że żona gospodarza niemieckiego folwarku odnosiła się do nich ze względną godnością. – Zrobiła dla nas Wigilię. Zastawiła stół. W gospodarstwie była z nami jeszcze Ukrainka Olga, przed którą leżał talerzyk z cukierkami zrobionymi przez Niemkę, których w czasie wojny w sklepach nie było. Gospodyni składała nam życzenia płacząc. Natomiast myśmy się cieszyli, bo nadchodził koniec wojny – wspomina pan Hieronim. – Człowiek litował się nad tą biedną kobietą i dwójką dzieci. Później się okazało, że za 20 dni musiała uciekać sama z dziećmi, w mrozie, bo jej mąż poległ pod Wrocławiem. Te święta były wyjątkowe, bo wiązały się ze sprzecznymi uczuciami. Z jednej strony radość, z drugiej smutek, a Boże Narodzenie jest świętem, które wszyscy przecież spędzają radośnie.

Życie dziecka

Kiedy wybuchła wojna miał ledwie pięć lat. Mieszkał z rodzicami w Sulmierzycach. – Ale w lutym 1943 roku wywieźli nas do wspomnianego już niemieckiego gospodarza w powiecie milickim. Wszystko musieliśmy zostawić. Mogliśmy zabrać tylko jedno krzesło, na jedną osobę oraz coś do spania. Poza tym cały dobytek musiał zostać, a dziadek miał krowę, kozy – wspomina pan Hieronim. Po wojnie wrócił z rodziną do rodzinnego miasta. Rozpoczął edukację. – Przed przyjęciem do szkoły egzaminowali każdego ucznia pod kątem umiejętności i umieszczali w odpowiedniej klasie. Mnie w wieku 11 lat zakwalifikowano do klasy trzeciej, skąd po trzech miesiącach przeniesiony zostałem do czwartej, a po pół roku do piątej. Szkołę podstawową ukończyłem w 1948 r. – wylicza pan Hieronim.

Życie nastolatka

Naukę kontynuował w krotoszyńskim liceum. – Pamiętam, że osoba, która kierowała szkołą, robiła różne rewolucje. Były nawet jakieś aresztowania. Raz w świetlicy szkolnej, na portrecie chyba Lenina, który był przykryty szkłem, namalowano owłosienie, z czego potem była wielka afera. Sąd. Wyrok i ludzi wyrzucili ze szkoły – wspomina honorowy obywatel miasta. Pamięta także inny incydent. – Wyjęto z ramy portret Kołłątaja i włożono Stalina, którego namalował jeden z uczniów. Później to już taki uczeń był tzw. świętą krową w szkole – relacjonuje pan Hieronim. I dodaje, że w związku z wprowadzonymi przez ówczesnego dyrektora porządkami w szkole, część uczniów zrezygnowała z uczęszczania do krotoszyńskiego ogólniaka. Podobnie uczynił i on. – Wyjechałem do Wrocławia, gdzie zrobiłem maturę. Później przyszedł czas na studia a następnie trzeba było pomyśleć o jakiejś stabilizacji zawodowej – opisuje późniejszy historyk.

Życie w Kołobrzegu

Był koniec lat 50-tych, minionego wieku. – Trwała odbudowa Kołobrzegu, o której często mówiono w radiu. Trąbiono, że rozwija się uzdrowisko. Potrzebne są ręce do pracy i dają mieszkania służbowe. Żona była specjalistą żywienia zbiorowego, po technikum hotelarskim, więc pojechaliśmy. Zaraz została kierownikiem ds. żywienia w uzdrowisku, a ja pracowałem w szkole specjalnej przy uzdrowisku – mówi Hieronim Kroczyński. Przewrotny los zawiódł go do kołobrzeskiego muzeum regionalnego, które z czasem przekształcono w Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu. I to właśnie pan Hieronim był jego współzałożycielem. – By kierować muzeum, a także być specjalistą od wojskowości, musiałem dodatkowo zrobić studia wojskowe. Teraz jestem oficerem rezerwy w stopniu podporucznika, a w muzeum przepracowałem 39 lat, z czego 3 społecznie – wylicza honorowy obywatel Sulmierzyc.

Życie pisarza

Po przejściu na zasłużoną emeryturę, życie pana Hieronima nie zwolniło tempa. – Jestem prezesem Towarzystwa Przyjaciół Muzeum w Kołobrzegu i członkiem rady muzealnej, a także przewodniczącym komisji Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Kołobrzegu – zdradza Hieronim Kroczyński. Ponadto jest autorem licznych publikacji i wydawnictw historycznych. – Sprawia mi to ogromną satysfakcję – przyznaje. A jaka była pierwsza książka którą napisał? – Dotyczyła epizodu z czasów napoleońskich a mówiła o udziale oddziałów polskich w walkach na Pomorzu w 1807 r. Ponieważ informacji na ten temat brakowało w polskich archiwach, by móc ją napisać, pan Hieronim musiał odbyć zagraniczną podróż, co w latach 70-tych nie było łatwym zadaniem. – Po 10 latach bycia szefem muzeum dostałem delegację do archiwum do Paryża, gdzie odnalazłem dokumenty, które w postaci kopii przywiozłem do Polski. Było tego 98 stronic – wspomina historyk. Za to szczególną dla niego książką jest ta opisująca polskie tradycje morskie w latach 967-1945. W przyszłości chciałby z kolei napisać książkę o historii Sulmierzyc. – Jest to moje marzenie. Tak jak napisałem kronikę Kołobrzegu, tak chciałbym też uczynić z Sulmierzycami – wyznaje Hieronim Kroczyński.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama